Posty

W ciemności żyją tylko potwory.

     Asmodeusz należał raczej do demonów inteligentnych i nigdy nie mógł narzekać na braki w swoim zasobie słownictwa. Wręcz przeciwnie, w gronie swoich pobratymców uchodził za elokwentnego erudytę. Nie powinno to dziwić, zważywszy na fakt, że był stworzeniem, które przeżyło niewyobrażalną dla człowieka miarę czasu. Był obecny przy tworzeniu świata , widział jak powstają i upadają imperia, rodzą się i umierają władcy. Obserwował jak powoli tworzy się historia świata, od czasu do czasu nieco w nią ingerując. Był nauczycielem najwybitniejszych znanych ludzkości jednostek. Mimo to, nawet gdyby spróbował, nie umiałby opisać, jak rozwścieczył go ciemnowłosy młodzieniec. Nie mógł znaleźć słów w żadnym języku, które oddałyby ogrom pokładów złości, jakie w nim obudził, choć w gruncie rzeczy cała wina chłopaka leżała w fatalnym wyczuciem czasu.       Przez całe swoje życie napotkał tylko dwie osoby, których istnienie zmieniało demona w chmurę gradową. Nie można było mu odmówić okrucieństwa i mś

Marzenie o Chaosie

Podejdź do tego z innej strony , tłumaczył sobie, próbując odzyskać oddech. Nie mógł okazywać słabości przed tak znamienitym gościem, lecz jego ciało momentalnie go zdradziło: blada skóra jak u upiora, skrzące się w świetle świec kropelki potu zdobiące czoło, drążące palce dzierżące pieczęć. Lathaeril zachowywał się tak, jakby wezwał tego demona przez przypadek, a przecież było dokładnie na odwrót. Prawdą jednak pozostawało, że to wszystko rzeczywiście wyglądało jak złośliwy żart losu: młody mężczyzna niemal przez pomyłkę wszedł w posiadanie czarnomagicznego przedmiotu i, nie mając żadnych innych oczekiwań, wezwał demona. Wprawdzie mógł może poczekać, jakoś lepiej to przemyśleć, ale po co? Cóż innego by wymyślił i cóż by mu dało jakiekolwiek planowanie? Lathaeril uznał, że będzie sprawdzał diabła na bieżąco. Jego ton był zimny, tnący ostro sarkazmem i złością. Asmodeusz był wściekły, oj, i to bardzo! Jednak, choć początkowo wzbudzał w Lathaerilu paniczny strach, tak pocieszyła

Białe pióra, czarne pióra

     Aszma-dewa przyglądał się niecierpliwie czarnowłosemu chłopakowi. Gdyby tylko nie miał tej pieczęci, wbiłby szpony w jego brzuch i rozerwał na pół. Wyrwałby mu język. Poił jego własną krwią póty, puki by się nią nie zadławił. Wciągnął by do piekła i skazał na wieczne potępienie. Jego duszą na wieki szarpałby przejmujący wiatr, a ciało gniłoby powoli, rozdziobywane przez kruki i wrony. Niestety, mógł jedynie cierpliwie obserwować i czekać, aż ten w końcu popełni błąd. Bo popełni na pewno, jak każdy. Problem tkwił w tym, że nie miał na to czasu, świadom, że każda upływająca minuta stanowi ryzyko w jego polowaniu na słodką Sarę. Przyzywanie niższych rangą demonów było jak zabawa ze świeczką. Zazwyczaj kończyło się poparzeniami. Natomiast wzywanie królów, w dodatku przerywanie im łowów, nie było już nawet igraniem z ogniem. To było jak celowe podpalenie lasu, z którego nie można uciec.      -Kim tak dokładnie jesteś? Co potrafisz?- Zadał wreszcie pytanie, a diabeł nie był do końca

Zabawa z Katem

     Cóż ja najlepszego uczyniłem , dzwoniło mu w głowie. Myśli, skołtunione i rozbiegane, zdawały się szarpać i krzyczeć, a stąd już tylko krok od postradania zmysłów. W końcu nie mogło być! Nie mogło być tak, że stał przed nim demon! Nie mogło być tak, że go przyzwał, nie mogło tak być, że wszedł w posiadanie jego pieczęci! To wszystko sen, obłuda! Może zapadł w śpiączkę? Może był umierający? Może ktoś go znarkotyzował i to, co widział, to nic innego, jak trujące omamy? A może rzeczywiście postradał rozum i to, co przed sobą widział, to nie był żaden demon, a jedynie wytwór jego schorowanej, umęczonej mocnymi lekami wyobraźni?      Jednak, ilekroć Lathaeril uparcie mrugał powiekami, ilekroć próbował się obudzić z czegoś, co mogło być snem, tak mężczyzna wciąż nie znikał. Dojrzały, o pięknym, wspaniale wyrzeźbionym ciele, ciemnych włosach, hipnotyzujących oczach i gładkim głosie, którego słuchanie przyprawiało o stan bliski ekstazie. Starał się nie skupiać na rogach wystających z

Imiona diabła

     Przygotował wszystko. przemyślał najmniejszy szczegół. Plan był zbyt idealny, aby się nie powiódł. Asmodeusz niemal czuł już smak i zapach krwi, która niechybnie poleje się tego wieczora. Bez cienia wątpliwości w swoje powodzenie obserwował siódmą już ceremonię ślubu z udziałem Sary. Tym razem jednak wszystko było inne. Na twarzy panny młodej nie gościł już uśmiech, a w oczach nie grały płomyki ekscytacji. Miast tego stała przerażona jak samotny wróbel, nad którym kołuje para jastrzębi. Była jak zwierzę pochwycone w siatkę. Mięśnie twarzy miała napięte do granic możliwości, cerę jakby starszą o kilka lat, ziemistą i cienką. Goście natomiast wydawali się wręcz chorzy z ciekawości. Oczekiwali, przekonani, że będą światkami czegoś, co wykraczało poza przyziemne ramy. Wszak krążyły plotki, jakoby w tym drobnym ciele zamieszkał diabeł, głodny mordu. Zawsze bawiła go ta hipokryzja. Czyż to właśnie nie oni przybyli tutaj tak licznie, żeby na własne oczy zobaczyć masakrę, która w ich mnie

Czyż jest?

     — To, co robię, to kompletne szaleństwo. Nie zdradź mnie, przyjaciółko. Jesteś jedyną powierniczką mojego sekretu.      Czarna kotka siedziała tuż obok ogromnej, drewnianej szafy, którą przeszukiwał Lathaeril, obserwując bacznie, jak jej pan grzebie między wieszakami, wyrzucając na łóżko wszystkie czarne, długie szaty. Młodzieniec co jakiś czas porównywał ubrania, oglądał je uważnie, a następnie chwytał za drugi wieszak, wyraźnie niezadowolony z rezultatów swoich dotychczasowych poszukiwań.      Za oknem zapadał zmierz, lecz świat zdawał się jeszcze ciemniejszy i bardziej ponury za sprawą ulewnego deszczu, który lał już czwarty dzień. To jednak bardzo cieszyło Lathaerila — tak złowroga aura sprzyjała dochowaniu tajemnicy, na czym młodzianowi bardzo zależało. A wszystko za sprawą tajemniczej pieczęci, którą otrzymał ledwie kilka dni temu od jakiejś staruszki. Dość wyjątkowe okoliczności, w jakich tę pieczęć otrzymał oraz sama specyfikacja podarku sprawiły, że Lathaeril zainte

Kadzidło z serca i wątroby

     Czuł, że to już niedługo. Że moment, na który tyle czekał, danie, które przygotowywał z najwyższą finezją, niebawem nadejdzie. Brakowało jeszcze tylko ostatniej przyprawy i finezyjnej aranżacji na półmisku. Apetyt Asmodeusza rósł z każdą sekundą i spojrzeniem na coraz bardziej załamaną twarz Sary. Za każdym razem, gdy przywdziewała czarny welon i zalewała się łzami był bliski złamania się i wzięcia jej wcześniej, choć wiedział, że wciąż nie była gotowa. Żal, który od niej bił był tak apetycznie kuszący, doprowadzał go niemal do szału. Na samą myśl, co już wkrótce wpadnie w jego szponiaste dłonie czuł mrowienie w całym ciele, a ślina zbierała mu się w ustach. Wiedział jednak jak istotnym było, aby opanować własne żądze. Została mu już tylko akt, tej diabelskiej sztuki.      Asmodeusz w zwyczaju miał pojawiać się nocą, ale tym razem było inaczej. Stary Raguel nie spał, gdy niebo spowijał mrok. Wyczekał więc momentu, gdy głowę rodu miraże znużą za dnia. Objawił mu się jako mara. Ma