Białe pióra, czarne pióra

     Aszma-dewa przyglądał się niecierpliwie czarnowłosemu chłopakowi. Gdyby tylko nie miał tej pieczęci, wbiłby szpony w jego brzuch i rozerwał na pół. Wyrwałby mu język. Poił jego własną krwią póty, puki by się nią nie zadławił. Wciągnął by do piekła i skazał na wieczne potępienie. Jego duszą na wieki szarpałby przejmujący wiatr, a ciało gniłoby powoli, rozdziobywane przez kruki i wrony. Niestety, mógł jedynie cierpliwie obserwować i czekać, aż ten w końcu popełni błąd. Bo popełni na pewno, jak każdy. Problem tkwił w tym, że nie miał na to czasu, świadom, że każda upływająca minuta stanowi ryzyko w jego polowaniu na słodką Sarę. Przyzywanie niższych rangą demonów było jak zabawa ze świeczką. Zazwyczaj kończyło się poparzeniami. Natomiast wzywanie królów, w dodatku przerywanie im łowów, nie było już nawet igraniem z ogniem. To było jak celowe podpalenie lasu, z którego nie można uciec.

     -Kim tak dokładnie jesteś? Co potrafisz?- Zadał wreszcie pytanie, a diabeł nie był do końca pewien co teraz dokładnie czuł. Była to wściekłość, czy może bardziej niedowierzanie pomieszane z bezradnością. Dzieciak przyzwał go, nie wiedząc nawet z kim będzie mieć do czynienia? -Co jesteś w stanie mi zaoferować… w zamian za… za wolność? Odpowiedz na moje pytanie, a następnie zadaj je mi. Jeśli chcemy współpracować, musimy się lepiej poznać.

     -Wolność?- zadrwił. -Nie był w stanie dać mi jej Bóg, dlatego się przeciw niemu zbuntowałem. Nie dało mi jej też piekło, choć składało żarliwe obietnicę i zapewnienia. W końcu, nie mogę jej dać sobie sam, bo nie mam takiej mocy, która pozwoliłaby mi się uwolnić od wszelkiego jarzma. Co więc powoduje, że wydaje Ci się, że ty, mizerna i słaba istoto, mi ją ofiarujesz?- Kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze, a złote oczy popatrzyły z politowaniem. Uśmiech jednak szybko zszedł mu z twarzy, kiedy wzrok padł na pieczęć. Sam jej widok wzbudzał w Asmodeuszu wściekłość. -Powiem więcej. Trzymając tą pieczęć ośmielasz się odbierać mi jej resztki. Przerywasz mi tuż przed ucztą, w dodatku nie wiesz czego ode mnie chcesz. Nie wiesz nawet z kim masz do czynienia.- Demon zawarczał ukazując ostre kły i znów zatrzepotał skrzydłami, manifestując swój gniew.

     Jako patron rozpusty i przyjemności, był zazwyczaj przychylny ludziom, którym starczyło odwagi, aby go wezwać. Zawsze była to jakaś forma rozrywki i odmiany od jego codziennych zajęć. Tym razem jednak było inaczej. Diabeł gwałtownym ruchem chwycił trzema palcami za brodę chłopaka, pociągnął go w swoją stronę. Drugą ręką wyrwał mu pieczęć.

     -Wiesz co to w ogóle jest?- Zapytał, machając mu złotem przed nosem, wciąż zaciskając szpony na szczęce. Skóra, która stykała się ze znakiem paliła żywym ogniem i dymiła przy akompaniamencie charakterystycznego, syczącego dźwięku przypalanego ciała. -To jest moja pieczęć. Jeśli myślisz, że pozwoli Ci ona zmusić mnie do wszystkiego, to jesteś w błędzie. Zobowiązuje mnie ona jedynie do odpowiadania zgodnie z prawdą na Twoje pytania...- Zawiesił na chwilę głos. -... i powstrzymuje przed rozszarpaniem Ci krtani.- Odepchnął młodzieńca tak, że opadł na plecy. Emblemat rzucił mu na klatkę piersiową, po czym wstał na równe nogi. -Jestem jednym z dziewięciu królów. Zasiadam na tronie II kręgu piekielnego, w którym swoje kary odbywają ci, którzy poddają się zmysłowości. Nauczam wszelkiego rzemiosła, wprowadzam zamęt i wzbudzam pożądanie, dostarczam pierścieni magicznych. Potrafię odpowiedzieć na każde pytanie. Oto, kim jestem i co mogę Ci dać. Pytanie brzmi jednak, czy będziesz wiedział jak z tego skorzystać.

***

     Na wielkim, małżeńskim łożu leżała młoda para. W pokoju unosił się nieprzyjemny swąd spalenizny i rybich wnętrzności. Dłoń mężczyzny zakrywała oczy nagiej, pięknej panny młodej. Do bladej, jędrnej piersi przyłożył cieniutkie ostrze. Wziął głęboki wdech. Przycisnął narzędzie, aż na skórze pojawiła się pierwsza kropla krwi, a młódka wierzgnęła i pisnęła przerażona. Próbowała odepchnąć ukochanego, na oślep machając rękoma, ale nic to nie dawało. Sztylet zatopił się głębiej, a Tobiasz wykonał krótkie cięcie. Sara drżała, szukając dookoła siebie ratunku. Gdyby Asmodeusz tu był, podsunąłby jej nóż, a ona by za niego złapała i w obawie o własne życie, przerażona szaleństwem swojego wybranka, pchnęła by nim. Ciało Chłopaka opadłoby na nią, plamiąc wszystko na czerwono. Poczułaby na sobie ciężar nie tylko martwego męża, ale także zdrady. Wszak jej miłość podniosła na nią rękę. Jej najukochańszy zdradził jej uczucie.

     Diabła tam jednak nie było. Zjawił się za to inny byt. Pokój, w którym się znajdowali jakby pojaśniał, a smród kadzidła zniknął, zastąpiony zapachem świeżego, burzowego powietrza. Na krwawiące miejsce opadło białe, lekkie pióro. W jej umyśle zapanował spokój, przestała się wyrywać. Nadgarstek Tobiasza został objęty przed ciepłą dłoń. Zdziwiony spojrzał w górę i wtedy zrozumiał. Zrozumiał, że zostali uwolnieni od klątwy, jaką rzucił na nich demon.

     O tym Aszma-dewa nie mógł wiedzieć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zabawa z Katem

Kadzidło z serca i wątroby