Zabawa z Katem


     Cóż ja najlepszego uczyniłem, dzwoniło mu w głowie. Myśli, skołtunione i rozbiegane, zdawały się szarpać i krzyczeć, a stąd już tylko krok od postradania zmysłów. W końcu nie mogło być! Nie mogło być tak, że stał przed nim demon! Nie mogło być tak, że go przyzwał, nie mogło tak być, że wszedł w posiadanie jego pieczęci! To wszystko sen, obłuda! Może zapadł w śpiączkę? Może był umierający? Może ktoś go znarkotyzował i to, co widział, to nic innego, jak trujące omamy? A może rzeczywiście postradał rozum i to, co przed sobą widział, to nie był żaden demon, a jedynie wytwór jego schorowanej, umęczonej mocnymi lekami wyobraźni?
     Jednak, ilekroć Lathaeril uparcie mrugał powiekami, ilekroć próbował się obudzić z czegoś, co mogło być snem, tak mężczyzna wciąż nie znikał. Dojrzały, o pięknym, wspaniale wyrzeźbionym ciele, ciemnych włosach, hipnotyzujących oczach i gładkim głosie, którego słuchanie przyprawiało o stan bliski ekstazie. Starał się nie skupiać na rogach wystających z czoła i rozpostartych skrzydeł, nie chcąc wręcz uwierzyć w je istnienie. Wolał skupić się na tej anielskiej twarzy i słuchać tego przepięknego głosu.
     Wtedy przestał się bać, choć zdawał sobie sprawę, że to absurdalne i podświadomie starał się wzbudzić w sobie ten właściwy lęk. Mimo to zwyciężała fascynacja i ciekawość przybyszem. Wprost nie mógł się na niego napatrzeć i miast uciekać czym prędzej, stał jak te słup soli.
     — Asmoday, Asmodeusz, Aszma-dewa. Ten, który zabija. Wąż, który kusił Ewę w raju. Czemu zawdzięczam tę farsę?
     Melodyjny głos brzmiał słodkim echem jeszcze przez chwilę, a Lathaeril pragnął chłonąć ten dźwięk przez całą wieczność. Dlatego z trudem dotarło do niego, co właśnie usłyszał. A więc jednak demon, i to straszliwy! Morderca! Kusiciel!
     Drgnął lękliwie, gdy demon się poruszył i nonszalanckim ruchem zamienił księgę z czarnomagiczną wiedzą w pył. Wpatrując się w to szeroko otwartymi oczami, zadrżał objęty strachem i niepewnością. Co powinien teraz zrobić? W końcu nawet gdyby Lathaeril sądził, że to rzekome przywołanie demona to jakaś nadzwyczajna sztuczka, tak rozpłynięcia się księgi nie mógł nijak wytłumaczyć. Jednak sam tego chciał; sam wpadł na ten szalony pomysł i sam musiał sobie poradzić z jego skutkami.
     Lecz jednego był pewien.
     Nie mógł okazać przed przybyszem słabości.
     Wyprostowany jak struna, Lathaeril spoglądał dumnie na demona, mając nadzieję, że w oczach nie lśnił trach, który próbował skryć głęboko w sobie. Jednak… jednak Asmodeusz zadał pytanie: czemu zawdzięczał tę farsę. No właśnie — czemu? Przecież niczego aż tak nie pragnął. Być może chciał, by jego rodzina miała stabilną pozycję społeczną, chciałby też wreszcie zasłynąć jako śpiewak operowy, lecz tylko po to, by być zauważonym, chwalonym i podziwianym. Lecz nie był pewien, czy demon działał na podobnej zasadzie jak złota rybka i też spełniał życzenia. Faktem jednak było, że jeśli Lathaeril wezwał tego stwora za pomocą pieczęci, która zdawała się go więzić, a młodzieniec wciąż trzymał ten kawałek metalu, to znaczyło… że Lathaeril musiał być jego panem.
     — Kim tak dokładnie jesteś? — spytał Lathaeril stanowczym tonem. — Co potrafisz? Co jesteś w stanie mi zaoferować… w zamian za… — zerknął kątem oka na ściskaną w dłoni pieczęć — za wolność?
     Wyobraźnia Lathaerila szybko się uruchomiła, pozwalając mu oglądać przed oczyma zbereźne, podniecające obrazy jego ewentualnej sławy, a przede wszystkim korzyści, które by z nich płynęły. Jednak Lath wiedział, że to płytkie rządzę, a jego przecież stać na coś więcej. Dlatego musiał się dowiedzieć jak najwięcej o swoim przybyszu. Pocieszało go, że Asmodeusz nie wygadał na wściekłego i groźnego. Wprawdzie Lathaeril nie wątpił, że demon potrafił być bardzo niebezpieczny — jak to demon — lecz na razie tego nie okazywał. Więc może rzeczywiście będzie w stanie pomóc?
     Mocno na to liczył.
     — Odpowiedz na moje pytanie, a następnie zadaj je mi. Jeśli chcemy współpracować, musimy się lepiej poznać.
     Lathaeril czuł, że jest bliski przekroczenia cienkiej linii, lecz pragnął zaryzykować; coś mocno go popychało ku poczuciu, że dzięki temu demonowi może wszystko. Mimo to podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka, lustrując demona spojrzeniem.
     Może go za chwilę zabije. Może potwornie go rozgniewa. W końcu to nadnaturalne stworzenie, prawdopodobnie wszechmocne — a nawet jeśli nie, to o bardzo szerokim wachlarzu możliwości. Jednak jakimś cudem Lathaeril o to nie dbał.
     Chciał zagrać w tę ryzykowaną grę i był bardzo ciekaw, co stanie się dalej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kadzidło z serca i wątroby

Białe pióra, czarne pióra